środa, 22 listopada 2017

"48" Andreas Gruber



Dziękuję!

Jeżeli w ciągu czterdziestu ośmiu godzin odgadniesz, dlaczego uprowadziłem tę kobietę, zostanie ona przy życiu. W przeciwnym razie – zginie.“
Takim komunikatem rozpoczyna się perwersyjna gra seryjnego mordercy. Głodzenie, wlewanie atramentu do płuc, zamurowywanie żywcem w betonowym słupie...


Monachijska policjantka Sabine Nemez rozpaczliwie szuka motywu, wyjaśnienia. Tym bardziej, że chodzi również o życie jej matki. Dopiero gdy do śledztwa włącza się pewien Holender, schemat działania sprawcy staje się jasny. Przerażającą inspiracją psychopaty okazuje się stara książka obrazkowa...


„48“ to jeden z najlepszych thrillerów, jaki ukazał się na rynku niemieckim w ostatnich latach. Przez wiele tygodni gościł na listach bestsellerów, a z Andreasa Grubera uczynił jedną z największych gwiazd niemieckiego thrillera obok Sebastiana Fitzka.

Wielowątkowa, pełna zagadek i zwrotów akcji opowieść to mistrzowski thriller psychologiczny, który fanów gatunku przyprawi o szybkie bicie serca i będzie trzymał w nieustannym napięciu aż do ostatniej strony.


Kryminalna uczta, której nie możesz przegapić! 

Książką 48 byłam zaintrygowana od samego początku. Po prostu czułam, że jest to coś dla mnie. Czułam, że będzie to naprawdę świetna, wciągająca i mrożąca krew w żyłach historia. I co? Ha! I nie pomyliłam się, ani trochę. Coraz częściej sięgam po rozbudowane, mocne, konkretne kryminały i thrillery. Nie każdy spełnia moje oczekiwania. Nie każdy zapiera dech czy wzbudza niepokój. Natomiast 48 niewątpliwie do takich należy. Cholernie dobra książka.

Poznajemy portret psychologiczny mordercy, który jest niebywale inteligentny, opanowany i ewidentnie chory na umyśle. Inaczej nie zrobiłby tego, co robił. Autor rewelacyjnie przedstawił nam czarny charakter swojej powieści. Jestem pod wrażeniem tego, jak dopracował najmniejsze szczególiki tj. przeszłość bohatera, jego tok myślenia, pobudki do działania, przemyślane scenariusze zbrodni. Po prostu wsio, wsio, wsio! Na pochwałę zasługują również inne postaci. Jak Sabine, która nie zna słów „nie wolno/nie możesz tego zrobić/absolutnie zabronione”. Kobieta jest przebiegła i mądra. Wie co ma myśleć i nie da sobie narzucić zdania innych. Jednak bardziej niż Sabine w pamięci zapadła mi postać pewnego bardzo, ale to bardzo specyficznego Holendra, który po prostu rozwala system. Uśmiałam się czytając niektóre wydarzenia. Naprawdę Maarten Sneijder, o! Przepraszam za ten nietakt… Maarten S. Sneijder (jak przeczytacie, to będziecie wiedzieć o co chodzi), to kawał dobrej i charyzmatycznej postaci. Jest inna niż wszystkie, jakie do tej pory dane mi było poznać. Nie mogę również zapomnieć o Helen, która w tej książce odegrała kluczową rolę. Jednak dlaczego kluczową rolę? Tego musicie dowiedzieć się sami.

Książka pomimo swojej ciężkiej tematyki (no sprawy morderstw nie są łatwe, prawda?), jest tak napisana, że przez treść się po prostu płynie. Autor ma świetny styl, który – przy takich powieściach – przydałby się wielu innym autorom, których teksty czyta się czasami bardzo ciężko. Książkę przeczytałam stosunkowo szybko, pewnie gdybym miała więcej czasu, poszłoby mi to w dwa wieczory. 48 niesamowicie wciąga, w końcu akcja goni akcję. Ciągle coś się dzieje, ciągle autor rzuca nowe smaczki, wyjaśnia sprawy niewyjaśnione. Po prostu jestem mega zadowolona z tej książki i już nie mogę doczekać się kolejnych tomów. Papierowy Księżycu, nie każ mi długo czekać!

Czy polecam? No ba! Jak mogłabym nie polecać tej świetnej książki? Każdy kto lubuje się w sensacji, kryminałach, horrorach, thrillerach powinien ją poznać. Uważam, że 48 jest lekturą obowiązkową, ot co!

piątek, 17 listopada 2017

"Magia Kąsa" Ilona Andrews Wznowienie!

Dziękuję!

 "Atlanta przyszłości. Arena walk magii i technologii. Wampirze hordy na usługach Panów Umarłych grasują po mieście. 

Kate Daniels ? pyskata dziewczyna, w której żyłach płynie krew i magia ? dowiaduje się o śmierci swojego opiekuna. Musi dokonać wyboru ? komu zaufać, z kim współpracować. Spojrzeć w oczy Władcy Bestii i dołączyć do Gromady? Wejść w układ z kotołakami i szczurołakami? Ofiara woła o pomszczenie, krwawa zagadka o rozwikłanie."
Za serię pani duetu Andrews zabrałam się po raz... Uwaga... trzeci. Tak. To moja ulubiona seria Urban Fantasy!  Sam tytuł mnie zaintrygował, bowiem wszystko co z magią związane, przyciąga mnie jak magnes. W dodatku opinie typu "niesamowita" tudzież "wciska w fotel" przekonały mnie, że seria jest godna uwagi. Dodatkowym i dopełniającym elementem był gatunek Dark Fantasy. Lubuję się ogólnie w Fantasy, więc wiele nie trzeba było, by ta pozycja zwróciła moją uwagę.
Główna bohaterka - Kate Daniels - to tajemnicza kobieta, która posiada pewien sekret związany ze swoim pochodzeniem. Jest również niezależną najemniczką, która walczy ze skutkami źle użytej magii. Kiedy dowiaduje się, że jej przyjaciel i obrońca Greg zostaje zamordowany, w dość dziwnych okolicznościach, postanawia dociekać prawdy dotyczącej jego morderstwa. Postanawia prowadzić prywatne śledztwo, które prowadzi ją na nieznane tereny i rzuca w wir niebezpiecznych przygód.
Przyznam szczerze, że spodziewałam siętrochę więcej akcji i zawrotnego tempa już w pierwszym tomie, jednak autorka postawiła na stonowane opisy wydarzeń. W pierwszym tomie mamy więcej opisów i wyjaśnień różnych skomplikowanych wątków. Swoją drogą to jest plus, może i porywów akcji nie było wiele (nie mówię, że wcale ich brak), ale za to mamy idealne wprowadzenie w całą serię o Magii. Jeżeli już o opisach wspomniałam, to powiem o nich coś więcej. Otóż opisy są bardzo rozbudowane i dokładne. Przyznam, że w większości przypadków takie opisy w innych książkach mnie nudziły, ale w tej tak nie było. O nie! Tutaj autorka stworzyła je tak, aby czytelnik był ciekaw każdego szczegółu i łaknął tym samym więcej i więcej. 
"- Jeszcze jedno, Wasza Wysokość. - To miało zabrzmieć troszkę złośliwie. - Muszę napisać raport o naszym spotkaniu i pisząc o tobie, będę musiała użyć jakiegoś imienia. Wolałabym nie wystukiwać za każdym razem "Przywódca Południowej Gromady Zmiennokształtnych". Jak więc mogę cię nazwać nieco krócej?

- Władca.

Przewróciłam oczami z udawanym oburzeniem . Nie przejął się tym zupełnie.

- O co chodzi? Przecież to bardzo krótko."
   Kate Daniels jest dosyć specyficzną kobietą, która należy do tej grupy bohaterek, które sobie bardzo cenię. Niezależna, z ciętym językiem, silna, czasami arogancka, wiedząca czego chce oraz inteligentna. Jest typową wojowniczką, która w obliczu niebezpieczeństwa nie boi się stawić czoła przeciwnikowi. Nie jest jednak na tyle głupia, żeby prowokować go, jeżeli ten jest silniejszy. Jest też On. Władca Bestii - arogancki, przystojny, silny, twardo stąpający mężczyzna. Curran to bardzo charyzmatyczna postać, jak i sama Kate. Jego puszystość, to mój mąż książkowy numer jeden. Zdecydowanie! Kiedy postaci w danej książce są ciekawe, to i mnie czyta się ją bardzo przyjemnie. Nie lubię mdłych i nic nie wnoszących bohaterów, których kreacja zupełnie nie jest dopracowana. Dlatego uważam, że duet Andrews poradził sobie ze swoimi postaciami wyśmienicie. Stworzył ciekawą gamę różnych charakterów, z których każdy na swój sposób pasuje do fabuły. Poboczne postaci również na pewno nie dadzą o sobie zapomnieć. 
"Wiem, o czym mówił. Opisywał ten moment, kiedy człowiek uświadamia sobie, że jest samotny. Przez jakiś czas jesteś sam, czujesz się z tym świetnie i nawet nie przyjdzie ci do głowy, że twoje życie mogłoby wyglądać inaczej, a potem, pewnego dnia, spotykasz kogoś i nagle dochodzisz do wniosku, że doskwiera ci samotność. To uczucie jest jak uderzenie, sprawia niemal fizyczny ból, czujesz się jednocześnie skrzywdzony i zły - pokrzywdzony, bo bardzo chciałbyś być z tą osobą i zły, bo jej nieobecność sprawia, że cierpisz."
Książkę czytało mi się bardzo dobrze, a wszystko za sprawą bardzo lekkiego i przystępnego języka, jakim została ona napisana, jak i dobremu tłumaczeniu, które zasługuje na wielki plus. Żadnych błędów, czy też literówek nie wyłapałam, a to już coś. Ostatnio zauważyłam, że w większości czytanych przeze mnie książek znajdzie się parę błędów. Tutaj jak mówię, ich brak. Co jeszcze wpływało na płynność i przyjemność czytania? Na pewno pierwszoosobowa narracja. Kate bowiem, jest naszymi oczami i dzięki niej śledzimy losy bohaterów, mamy wgląd w jej emocje i uczucia. 
"Czy mogłabyś powtórzyć? Przegapiłem tę część, która miała zrobić na mnie wrażenie."
Jeżeli chodzi o mnie, to wiele już czytałam książek o zmiennokształtnych, wampirach, silnych bohaterkach. Nie wszystkie te książki mnie urzekły na tyle, aby sięgnąć do nich ponownie. Z książką Magia Kąsa jest inaczej. Dlaczego? Dlatego, że moim zdaniem posiada ona więcej plusów, w porównaniu z tamtymi dziełami. Ta książka niewątpliwie posiada to "coś", czego tamtym najwyraźniej brakowało.
 Dużych plusów książki naliczyłam kilka, zalicza się do nich między innymi sama główna bohaterka - Kate, świat w którym żyją i ludzie, jak i mroczne istoty, język oraz narracja. Świat stworzony przez autorów wciągnie niejednego czytelnika!
Pierwszy tom o Kate Daniels uważam za bardzo udany i godny polecenia. Polecić go mogę tym, którzy lubują się w wszelakiego rodzaju fantasy i paranormalach. Ja osobiście mam nadzieję, że drugi tom będzie obfitował w większą dawkę akcji i humoru. Już nie mogę się doczekać kolejnego tomu, którego okładka jest przepiękna!

wtorek, 14 listopada 2017

"Ciężko być najmłodszym" Ksenia Basztowa, Wiktoria Iwanowa


Ciężko być najmłodszym to pierwszy tom trylogii Książę Ciemności napisanej przez duet autorek: Ksenię Basztową i Wiktorię Iwanową.
Dużo magii, przygód i wartkiej akcji, okraszonej wyjątkowym humorem tak lubianym przez wszystkich miłośników rosyjskiej fantastyki.

Naprawdę trudno jest być najmłodszym, szczególnie w rodzinie Mrocznego Władcy. Szczególnie kiedy cała reszta braci prowadzi już samodzielne życie, a ciebie nadal próbują karmić z łyżeczki. Jedyna możliwość to uciec z domu, najlepiej do jakiejś szkoły magii. A żeby nie było za nudno to zawsze można zabrać do towarzystwa drużynę bohaterów, siedzących w zamkowych lochach... i chyba lepiej zrobić to incognito, tak na wszelki wypadek.

Uwielbiam książki Olgi Gromyko, a słyszałam, że ta trylogia ma podobny klimat i humor. I wiecie co? Poszłam w ciemno. Czuję klimat rosyjskiego i ukraińskiego fantasy, jest zupełnie inny od amerykańskiego czy polskiego. Ma to coś, co... Sama nie wiem, jak to określić. Coś, co wprawia mnie w taki nastrój, którego nie potrafię opisać. Z każdym razem czytając książki Gromyko, przenosiłam się do świata przez nią stworzonego, oddychałam tymi historiami i miałam nadzieję, że tym razem będzie tak samo.
 
Ah! Jak mi brakowało świata fanasy! Połknęłam Ciężko być najmłodszym niemalże za jednym razem. Dawno nie przekroczyłam fantastycznego świata, pełnego magii. Czemu? Nie wiem kurczę, jakoś ciągle  było mi z nim nie po drodze, ale teraz, dzięki tej przerwie jeszcze bardziej doceniłam pierwszy tom trylogii Księcia Ciemności. I już nie mogę się doczekać kolejnego! Błagam, chcę już drugi tom!

Chociaż... Przyznaję, przez pierwsze ok. 50 stron przewracałam oczami, wkurzałam się i cmokałam z niezadowoleniem. Dlaczego? Jakoś wydaje mi się to na wyrost. Pierdyliard niepotrzebnych wykrzykników typu "dlaczego ja?!!!!!" - czy nie jest to wkurzające? Myślę, że można by spokojnie zostawić jeden wykrzyknik, a czytelnik nie jest na tyle upośledzony i na pewno by zrozumiał. Na pewno! Nie wiem z czego to wynika, ale później, jakby wszystko się uspokoiło... Jakby te kilkadziesiąt stron było z innej bajki, aniżeli cała reszta. Czytając te kilkadziesiąt pierwszych stron, zastanawiałam się, kiedy będzie lepiej, kiedy ten dziki szał wykrzyknikowo - pytajnikowy się skończy. Na szczęście się skończył. Druga sprawa, z początku nie łapałam humoru... Kompletnie nie pasował mi styl, jakim została napisana ta książka. Na szczęście, później jakby znowu zupełnie inna bajka humorowa, bum... czuję książkę, czuję postaci, rewelacyjnie mi się czytało. To tyle, jeśli chodzi o moje "pretensje". Teraz same superlatywy, przygotujcie się!

Zacznę od głównego bohatera, charakternego, niezwykle sprytnego, inteligentnego i pewnego siebie, księcia ciemności, któremu na imię Diran. Uwielbiam tego chłopaka, serio. Już za nim tęsknię. W ogóle za tą różnorodną grupką, w której swoje miejsce znalazł krasnolud, elfka, zwierzołak, kapłanka i... jeszcze inne ciekawe osobistości. 

Dużo magii, dużo śmiechu, dużo akcji, dużo przygód. Wszystkiego dużo, prócz ilości stron... Ja to bym chciała, żeby ta książka miała co najmniej 1000 stron. Poważnie. Tak bardzo mi się podobała i (czy ja już o tym nie wspominałam?) chcę kolejny tom. Już, teraz, natentychmiast. 
Czy i komu polecam? Polecam, a jakże! Komu? Tym, którzy lubują się w rosyjskim fantasy, czują ten specyficzny klimat i szukają czegoś innego, oryginalnego. Ja pomimo drobnych, początkowych spięć z tą historią, pokochałam ją całym czytelniczym serduchem.

poniedziałek, 13 listopada 2017

"Psiego najlepszego. Był sobie pies na święta" W. Bruce Cameron



Dziękuję!

Najnowsza powieść autora bestsellerowej książki „Był sobie pies”

Josh Michaels z oburzeniem odkrywa, że sąsiad podrzucił mu pod drzwi ciężarną suczkę Lucy. Nie może jednak oprzeć się uroczemu spojrzeniu brązowych ślepi i chociaż nigdy nie miał zwierzęcia domowego, postanawia przygarnąć psiaka.


Kiedy na świat przychodzi pięć niesfornych szczeniaczków, Josh zgłasza się po pomoc do lokalnego schroniska. Tam poznaje uroczą i kochającą zwierzęta Kerri, która z zapałem uczy go, jak dbać o psią rodzinkę. Wspólnie przygotowują szczeniaki do adopcji w ramach świątecznego programu szukania nowych domów psiakom ze schroniska.

Wraz z upływem czasu Josh zaczyna darzyć dziewczynę coraz cieplejszym uczuciem. Im bardziej zakochuje się w Kerri, tym bardziej przywiązuje się do futrzaków, które wniosły w jego życie mnóstwo miłości.
Kiedy zbliżają się święta i nieuchronny termin oddania szczeniaków, Josh zastanawia się, czy będzie w stanie bez nich żyć.


Książki o zwierzętach zawsze przykuwały moją uwagę. Kocham zwierzęta i uwielbiam o nich czytać. Poprzednia książka autora, wywarła na mnie ogromne wrażenie. Pokochałam ją całym sercem i kiedy zobaczyłam zapowiedź jego nowej książki, z tą przeuroczą okładką, przepadłam. Ba! Kiedy zaczęłam czytać, to dopiero przepadłam. Zakochałam się w tej psiej historii, która napełniła mnie spokojem i klimatem świątecznym, który tak uwielbiam. Psiego najlepszego. Był sobie pies na święta nie jest historią, którą możecie czytać tylko w okresie świątecznym. Chociaż wtedy, czuje się już magię zbliżających się świąt…

Wyobraźcie sobie, że w pewnych okolicznościach ktoś podrzuca Wam suczkę w ciąży, a Wy kompletnie nie wiecie jak się zająć takim psem, nie mieliście wcześniej styczności ze szczeniącą się psiną. Ba! W ogóle nie mieliście zwierzaka i nie wiecie, co i jak… Mało tego… wszystko się komplikuje jeszcze bardziej. Znajdujecie pudło małych, wyziębionych szczeniaków. Macie cały pakiet i co teraz? Z takim dylematem boryka się główny bohater książki Psiego najlepszego. 

Przyznaję, że spodziewałam się jakiegoś potoku łez, jak było w przypadku poprzedniej książki autora Był sobie pies, ale nic takiego nie nastąpiło. Oczywiście, książka mnie poruszyła, wprawiła mnie w taki fajny, spokojny nastrój. Sprawiła, że uśmiech nie schodził mi z twarzy, podczas jej czytania. Czasami pojawiał się żal, pewnego rodzaju wyrzut do niektórych bohaterów... Na pewno Psiego najlepszego, jest książką ciepłą, wyjątkową, emocjonującą i z całą pewnością godną uwagi. Dla każdego miłośnika tych czworonogów, ufnych, wiernych i kochanych, ta książka będzie nie lada gratką. Ja jestem nią zachwycona.

Cóż ja więcej mogę o niej napisać. Polecam gorąco i z całego serca. Cameron po raz kolejny pokazał nam, jak wielka miłość łączy psiego przyjaciela z człowiekiem. Jak człowiek może zatracić się w tej miłości. Jak wielkie oparcie może mieć w tym małym stworzonku, jak wielką siłę daje mu świadomość tego, że nie jest sam.  Coś pięknego! Jeszcze raz POLECAM!


piątek, 10 listopada 2017

"Psi dar" Claire Guest


Dziękuję!

Węch psa jest tysiąc razy lepszy niż ludzki. Psy potrafią rozłożyć zapach na składniki i rozpoznać każdy oddzielnie, dzięki czemu znajdują narkotyki lub materiały wybuchowe nawet wtedy, gdy próbuje się je zamaskować innym zapachem.

Oraz psy są w stanie zidentyfikować zapach nowotworu.

Claire pamięta tamten dzień doskonale – na spacerze labradorka Daisy parę razy szturchnęła ją nosem w pierś. Kilka dni później badania wykazały, że Claire miała głębokiego, trudnego do zdiagnozowania raka piersi. Zrozumiała, że psy takie jak
Daisy mogą uratować o wiele więcej istnień ludzkich. Ale okazało się, że psy umieją znacznie więcej! Potrafią u chorych na padaczkę lub cukrzycę wyczuć zbliżający się atak i ich ostrzec.

Psi dar to opowieść o tym, że nasi najlepsi przyjaciele mogą codziennie ratować nam życie, w zamian oczekując tylko pełnej miski i naszej miłości. 

Przyznaję, że nie czytałam opisu i nie zapoznawałam się z żadnymi recenzjami na temat tejże historii. Dlatego byłam lekko zdziwiona, że otrzymałam opowieść prawdziwą, realną, a nie fikcję literacką. Nie, żebym była zaskoczona negatywnie, co to, to nie! Po prostu nie nastawiałam się na coś tak poruszającego. Chociaż łez może nie było, to nadal uważam, że Psi dar, to książka poruszająca. Muszę również przyznać, że niektóre momenty w książce mi się po prostu dłużyły, nużyły mnie. Nie było ciągle kolorowo z tym czytaniem Psiego daru. Niemniej koniec końców, jestem zadowolona z lektury. Jako fanka psiaków, miałam ogromną przyjemność poznając historię Claire, Minstrela, mojego ulubieńca Koperka, Stroszka, Tarki czy Daisy. 

Książka Guest nie tylko pokazuje nam jak piękna jest więź pomiędzy psem a człowiekiem. Pokazuje również, że psiaki mają moc pomagania człowiekowi, nie tylko będąc przy nim, ale również wyczuwając coś wrogiego w organizmie. Co prawda słyszałam przypadki, gdzie również koty dawały znaki swoim właścicielom, że w ich ciele jest coś niedobrego, a wręcz coś zabójczego. Jednak książka Psi dar pokazuje nam dokładnie, co, jak i dlaczego. Jak to wszystko działa, czy każdy pies ma takie możliwości, jak psiaki bohaterki Psiego daru. Co prawda nie słyszałam, żeby w Polsce ktoś używał zwierzaków w takim celu, w jakim używają go Anglii (z przykładu na książce), ale może po prostu to zignorowałam.

Nie jest jednak tak, że historia jest tylko o psach. Nie. Autorka dużo napisała o swoim życiu. O wzlotach i upadkach, które tylko ją wzmocniły i sprawiły, że koniec, końców, wyszła na tym lepiej. Poznajemy życie jej czworonogów, jej kariery i jej życie osobiste. Można powiedzieć, że Guest otwarła nam drzwi do swojego domu i pokazała nam zarówno miłość do swoich zwierzaków, ale i miłość do drugiego człowieka. Pomimo to, wspomina o chorobie, która jest zmorą dla ogromu ludzi... Rak sieje spustoszenie na ogromną skalę, a psi węch może go wytropić i pomóc tym samym w walce z nim. Jeśli więc Wasz pupil uporczywie trąca nosem pewne miejsce na Waszym ciele, jest niespokojny i dziwnie się zachowuje, to może daje Wam znak. Może warto udać się do lekarza...

Psi dar to interesująca powieść, którą polecam dojrzałemu czytelnikowi. Czytelnikowi, który lubi psy i powieści oparte na faktach. Mnie bardzo się podobała.

czwartek, 9 listopada 2017

"Cała prawda o szczęściu" Sawyer Bennett

Dziękuję!

Młody weteran wojenny, Christopher Barlow cudem uniknął śmierci. Jest zdruzgotany. Nie potrafi już kochać, za to nienawidzi z pasją; nie potrafi wyrwać się z kręgu cierpienia, mrocznej zasłony przesłaniającej mu cały świat. Dopiero gdy przymusowo dołącza do grupy równie nieszczęśliwych, walczących z własnymi problemami osób, ponownie zaczyna przyglądać się swojemu życiu.
Czego ci ludzie mogą się od siebie nauczyć? Jak mogą nawzajem sobie pomóc? Christophera nieustannie dręczy też pytanie, czy będzie w stanie ponownie obudzić w sobie miłość.
Odpowiedź uzyska wyruszając w podróż z piękną kobietą, która stopniowo traci wzrok, umierającym nastolatkiem w terminalnym stadium raka i molestowaną w dzieciństwie dziewczyną, która nie potrafi zdecydować czy chce dalej żyć.

Cztery osoby, które prócz przeznaczenia nie mają ze sobą nic wspólnego. Cztery osoby, które spotka przygoda, strach, ból i miłość. Podczas swej podróży odrobią najważniejszą w życiu lekcję.

Dowiedzą się czym jest cała prawda o szczęściu…

Cała prawda o szczęściu skojarzyła mi się z książką Quinn pt. Drogie życie. Grupa zagubionych osób, spotkania, które mają pomóc im dojść do siebie. Z tym, że tutaj historia nie dla wszystkich kończy się dobrze. Z początku sama nie wiedziałam co o niej myśleć. Nie porwała mnie za bardzo. Dopiero później się wciągnęłam. A autorka zaskoczyła mnie kilka razy. Niby mogłabym spodziewać się pewnych zwrotów akcji, ale tak do końca nie byłam przekonana czy to coś konkretnego się wydarzy, czy może nie.

Poznajemy czworo zupełnie sobie obcych i różnych postaci. Bohatera wojennego, ciężko chorego nastolatka, któremu nie zostało już wiele życia, mroczną dziewczynę, która nie miała łatwego życia i kobietę, która jest wieczną optymistką. Tak, tutaj też jest podobnie, jak w przypadku Drogie życie. Nie wiem czemu, ale podświadomie ciągle porównywałam ze sobą te dwie historie. Chyba jednak książka Quinn bardziej przypadła mi do gustu. Przynajmniej pod względem historii poszczególnych bohaterów. Natomiast książka bardziej podobała mi się pod względem relacji pomiędzy postaciami. Nie było tutaj tak dużo erotyzmu, słodkości itp. Jednak Drogie życie bardziej mnie przekonało i jednak okazało się, w moim przekonaniu, lepsze.

Historia przyjemnie napisana, bardzo szybko się ją czyta. Właściwie, ja skończyłam ją w jeden wieczór. Jest dość skąpa objętościowo, co może być minusem, i dla mnie owym minusem jest. Dlaczego? Brakuje mi rozwinięcia pewnych wątków, pociągnięcia historii. Nie lubię, kiedy jakiś wątek fajnie się zapowiada, a później puff… Umiera śmiercią tragiczną i ja się muszę zastanawiać co dalej.Poza tym postać Christophera strasznie działała mi na nerwy. Były momenty, kiedy go rozumiałam i nawet lubiłam, ale więcej było takich, w których mnie drażnił. 

Cała prawda o szczęściu, to książka, która nie należy do najłatwiejszych, ale nie dałabym jej również łatki tej "ciężkiej", pomimo poruszanego tematu. Tematu utraty, ukazanej na różne sposoby, chęci życia i śmierci, chęci zmian, zrozumienia. I radzenia sobie z chorobą, bądź z trudnymi przeżyciami. Polecam ją tym, którzy lubują się w tego typu lekturze. Ja mam małe "ale" względem tej powieści, niemniej myślę, że jeszcze kiedyś do niej wrócę.

sobota, 4 listopada 2017

"Jesteś moim zawsze" M. Leighton


Dziękuję!
– Dobranoc, księżycu. Gwiazdki, dobranoc – mamroczę, dotykając palcami niewielkiego okienka. – Dobranoc, świetliki, przylećcie znów rano.
Ta książka nie jest baśniowym romansem. To podróż pełna cierpienia i straty, nadziei i szczęścia. Jest zarówno boleśnie tragiczna jak i niesłychanie piękna. To historia miłosna. Opowiada o prawdziwym uczuciu – takim, które dostrzega Cię w nocy i tuli, gdy płaczesz. O miłości, z której nie chcesz zrezygnować i odpuścić – takiej, o której wszyscy marzą, ale tylko nieliczni ją znajdują. Oto nasza historia. Prawdziwa opowieść o łączącej nas miłości.

Kolejna mocna i wzruszająca książka od wydawnictwa Filia. Nie wiem skąd w Internecie biorą się porównania do Promyczka, skoro jest to zupełnie inna powieść, inny przekaz, inne postaci, inaczej ukazane emocje i po prostu zupełnie inny obraz choroby. Jedyne co jest podobne to to, że książka jest emocjonująca, smutna i to, że główna bohaterka cierpi na nieuleczalną chorobę. Niemniej proszę moich czytelników, aby nie patrzyli na powieść Leighton przez pryzmat Promyczka. Absolutnie nie!

Jesteś moim zawsze ujęła mnie już samym tytułem, okładka zrobiła swoje, natomiast opis nie do końca mnie przekonał… Wydawał mi się taki infantylny, za słodki i mało mówiący o treści książki, która naprawdę jest dobra, a z infantylnością nie ma za wiele wspólnego. Przyznać muszę również to, że początek książki (gdzieś do ok 80 str.) dawał mi w kość. Nachodziły mnie myśli, że książka mi się nie spodoba. Dlaczego? Główna bohaterka ciągle wspominała o tym co ma nastąpić, wspominała o chorobie, aczkolwiek autorka nie wyjaśniła na co choruje jej bohaterka, przez co te podchody wydawały mi się co najmniej śmieszne i drażniące. Później, kiedy już wyjaśniło się na co choruje Lena, było dużo lepiej. Brak dziwnych zagadek – jak najbardziej na plus.

Teraz przejdę do tego, że autorka bardzo fajnie ukazała nam rzeczywistość ciężkiej choroby, z jaką zmagała się główna bohaterka. Chociaż obyło się bez szczegółów i można byłoby to dopracować, to jednak punkt widzenia Leny i tego, co przechodziła, jak najbardziej na plus. Nie można nie wspomnieć o cierpieniu Nathana, który bezsilnie musiał patrzeć na cierpienie żony i ze strachem rozmyślał o tym, co będzie. Ta ich miłość i więź, pomimo lekkiego odrealnienia, była naprawdę czymś wspaniałym. Takiej ciepłej i pełnej empatii książki potrzebowałam. Takiego bumu emocjonalnego i Jesteś moim zawsze ten bum mi zapewniła. Nie napiszę, że się nie wzruszyłam i, że łzy nie poleciały, bo poleciały. Co prawda pojawiły się dopiero pod koniec książki, niemniej ważne, że były.

Wiecie… Są takie choroby, które niszczą człowieka, ale również jego bliskich. Odbierają mu nadzieję, kradną czas, siły, wspomnienia. Są złodziejami wszystkiego, co dobre. Ktoś, kogo nie dotyczy ten temat, ponieważ nie stracił bliskich, nie patrzył na ich cierpienie, pewnie nie zrozumie przesłania tej książki. Natomiast sądzę i jednocześnie mam nadzieję, że pozostali je zrozumieją.

Czy polecam? Wrażliwcom i tym, którzy lubią takie historie. Polecam. Warto się z nią zapoznać.