piątek, 29 września 2017

"Metoda na wnuczkę" Marta Obuch

Dziękuję!

Adam Gryziewicz spotyka kobietę swych marzeń, ale zostaje przez nią źle zrozumiany i nagle z dentysty musi przeistoczyć się w romantycznego artystę malarza. Sprawa jest trudna, ponieważ powinien dysponować pracownią, na dodatek zobowiązał się przecież do wykonania portretu, choć nie potrafi rysować.
Jego wybranka, Ewa, to bystra osóbka, która również ma mnóstwo na głowie. Musi odnaleźć złodzieja zaginionego obrazu, uchronić brata przed zawarciem małżeństwa z pewną zołzą, wyswatać nieśmiałą przyjaciółkę i zrobić z niej zmysłową femme fatale, a przede wszystkim chce dać pstryczka w nos zapatrzonemu w siebie pseudoartyście.
Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, kiedy zza grobu odzywa się prababcia Matylda… 


Jakiś czas temu miałam okazję zapoznać się z twórczością Marty Obuch, czytając jej książkę pt. Francuski piesek, która bardzo mi się podobała. Miałam nadzieję, że w przypadku książki Metoda na wnuczkę będzie tak samo, niestety muszę z przykrością stwierdzić, że ta książka dużo mniej podobała mi się, aniżeli Francuski piesek...

Zacznę może od tego, co mojej skromnej osobie się nie podobało. Nie wczułam się w klimat tej historii. Jak dla mnie za dużo zamieszania, za dużo poplątanych relacji i ogólnie nie wciągnęłam się niestety w historię, jaką przedstawiła nam autorka. A szkoda, bo naprawdę liczyłam na coś, co mnie porwie, oderwie od rzeczywistości i rozbawi. O! Właśnie... Z tym humorem też mi jakoś nie było po drodze. Wydaje mi się on taki wymuszony... Nachalny. Mam wrażenie, że autorka usilnie chciała obrócić wszystko w żart. Co prawda momentami śmieszne "gagi" do mnie trafiały, ale było ich wyraźnie i stanowczo za wiele. Ja rozumiem, komedia... Ale nawet w dobrych komediach filmowych fabuła ciągnie się na poważnie, a nie ciągle z jajem. 

Kolejnym elementem, który do mnie nie przemówił, to bohaterowie. Jak babcia i dziadek głównej bohaterki skradli moje serce i uważam, że są oni najmocniejszym ogniwem tej historii, tak główni bohaterowie zostali spaleni niemalże na samym starcie. Ewa strasznie infantylna, drażniąca... Adam takie trochę ciepłe kluchy. No po prostu nie. 

Plusem tej książki jest pomysł, jaki autorka na nią miała. Sposób narracji również na plus. Dziadkowie, o których wcześniej wspomniałam, skradli moje serce i rozwalali system! Niektóre dialogi, które były z humorem w punkt i nie były przesadzone, również na plus. Nutka kryminalna również bardzo mi się podobała. Historia Ewy i Adama (oraz wszelkie poboczne wątki) jest lekka, zabawna, niezobowiązująca i taka "na jeden raz". Można się przy niej odmóżdżyć i oderwać, więc jeśli akurat tego szukacie w książkach, to polecam. Powinna Wam się spodobać. Ja oceniłam ją 6/10.

4 komentarze:

  1. Jakoś nie mam ochoty na tego typu historię, więc raczej się nie skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  2. No to widzę, że właściwie tyle samo plusów co minusów. Nie pozostaje więc nic innego jak zweryfikować lekturę samemu:)

    OdpowiedzUsuń
  3. To raczej nie moje klimaty niestety ;)

    Pozdrawiam
    ver-reads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń