czwartek, 2 stycznia 2014

"Demony miłości" Eve Edwards

 
Dziękuję!

Lady Jane Rievaulx, dwórka królowej Elżbiety I, oczekuje przybycia na dwór Jamesa Laceya. Uczucie tych dwojga przez lata było poddawane wielu próbom. Niegdyś James, uciekając przed demonami własnej duszy, wybrał się w niebezpieczną podróż do Ameryki. Lady Jane zaś została skazana na małżeństwo z niechcianym, znienawidzonym cudzoziemcem. Teraz niezależna i piękna Jane w walce o swoje osobiste szczęście będzie musiała stawić czoło utartym obyczajom i konwenansom. Czy James Lacey zdąży wrócić, aby wybawić ją z opresji i ocalić ich trudną miłość?

„Demony miłości”, to już drugi tom „Kronik rodu Lacey”, z którym miałam przyjemność się zapoznać. Pamiętam, jak tom pierwszy, mający tytuł „Alchemia miłości” urzekł mnie swoim klimatem, postaciami, intrygami i emocjami. Sięgając po kontynuację, nie sądziłam, że będzie ona opowiadała o zupełnie innej parze… Chociaż sądząc po zakończeniu Alchemii, można się było spodziewać, że nie trzeba niczego dopowiadać w tamtej historii. Niemniej nadal ślepo wierzyłam, że pierwsze skrzypce będą grali Will i Ellie. Niestety moim błędem było to, że nie zapoznałam się z opisem książki, a wzięłam ją „na ślepo”. Jednak nic straconego, gdyż historia Lady Jane i James’a była równie miła i ciekawa.

Sama fabuła okazała się nader przewidywalna. Tylko kilka razy autorce udało się mnie zaskoczyć. Prawdę powiedziawszy nie przepadam za historiami, które nie są dla mnie zagadką, jednak wyjątkami są powieści, od których nie oczekuję wiele więcej, jak tylko chwili wytchnienia, rozluźnienia czy oderwania od otaczającej mnie rzeczywistości. Dlatego też przewidywalność tej pozycji nie uderzyła mnie w sposób rażący. Już po przeczytaniu kilku pierwszych stron stwierdziłam, że jest to ten sam schemat, co w tomie pierwszym. Wszystko opiera się na zakazanej miłości dwójki głównych bohaterów, którzy mają za sobą bagaż doświadczeń. Od samego początku wiadomym było, że pomimo tych wielu przeszkód, które Lady Jane i James napotkają po drodze, do osiągnięcia wspólnego dobra, pokonają przeciwności losu i zakończenie będzie szczęśliwe. Tak więc, przygoda nie jest może zaskakująca, a napięcie podczas jej czytania jest ledwo odczuwalne, to i tak przyznać muszę, że książka sprawiła mi wiele przyjemności. Głównym moim celem, który chciałam dzięki niej osiągnąć, to relaks i się udało.

O postaciach słów kilka… Jak już wcześniej wspomniałam, dostrzegłam pewien schemat. Jednak jeśli chodzi o same postaci i ich historię, demony, które nimi targają, to tutaj autorka stworzyła nam zupełnie inne charaktery. Jak w poprzedniej części Will był ( i w sumie nadal jest) człowiekiem o dobrym sercu, który dla bliskich zrobiłby niemalże wszystko, a w jego historii nie możemy doszukać się żadnej skazy na honorze. Tak James, jego brat, ma tajemnice, przez które boi się zbliżyć do kogokolwiek, sądząc, że może zrobić bliskim krzywdę. Na swój sposób jest to całkiem zrozumiałe, patrząc na to, czego był świadkiem oraz na to, że w nocy budzi się w szale machając nożem. Lady Jane nie zna całej historii, a James tylko mętnie nakreślił jej swoje przeżycia, których doświadczył jako żołnierz. Dlatego też niewiasta nie jest w stanie zrozumieć dlaczego jej wybranek ją odrzuca. Brzmi trochę jak taka opera mydlana… On ją kocha, ale nie może z nią być. Ona do niego lgnie, wyznaje mu swoje odczucia, ale zostaje odrzucona i nie wie dlaczego. Cóż. Opera mydlana to, to nie jest, bo i Lady Jane nie jest jakąś śmieszną panienką, która ciągle ugania się za kawalerem, robiąc do niego maślane oczy. Daje mu wybór i postępuje tak, jak powinna. Na sam koniec powiem tylko, że postaci, jakich kreację przedstawiła nam pani Edwards są ciekawe, ale nie do końca zapadają w pamięć. Chyba, że James i Diego. Tylko dlatego, że są chyba najbardziej wyrazistymi osobowościami, jakie w „Demonach miłości” znalazłam.

Książka została napisana przyjemnym, swobodnym i prostym językiem. Jest to spójna kontynuacja „Alchemii miłości”, w której znajduje się większość postaci z tego pierwszego tomu. Jestem pewna, że każdy kolejny tom będzie mówił o kolejnych postaciach, które zdążyliśmy poznać w tych tomach. Mnie osobiście, to odpowiada i jestem ciekawa tego, jak rozwiną się wątki niektórych postaci, które zaskarbiły sobie moją sympatię.

Na koniec pragnę zaznaczyć, że w moim mniemaniu „Demony miłości” wypadły znacznie słabiej od „Alchemii miłości”, co nie zmienia faktu, że na pewno zapoznam się z kolejnym tomem „Gra o miłość”. Wszystkie te tytuły mając w sobie słowo „miłość” dają do zrozumienia, co jest ich głównym wątkiem. Cykl ten polecam tym, którzy lubują się w romansach, szukają odprężenia i nieskomplikowanej fabuły.

Recenzja ukazała się również na portalu literatura.juventum.pl

14 komentarzy:

  1. Mi bardzo przypadły do gustu okładki. Z treścią się jeszcze nie zmierzyłam, ale planuję w końcu sięgnąć po nią w najbliższym czasie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię romanse. To chyba najbardziej krytykowany gatunek literacki, ale ia się nie wstydzę i przyznam, że mam słabość do takich historii. Są schematyczne, w żaden sposób mnie nie zaskakują, do tego powielają utratę typy osobowości bohaterów. Tak, tak, kiedy się temu przyjrzeć mamy dwa trzy rodzaje charakterów, które tylko się między sobą wymieniają, ale... Po prostu miło jest czytać o ich losach, walorach i spadkach, tej pięknej miłości, która zawsze wygrywa. Absolutnie nierealne, prawda? Zakończenia romansów przypominają mi baśnie ( oczywiście nie mówię tu o Grimmach ;p) - żyli długo i szczęśliwie.
    Książek tej autorki jeszcze nie poznałam, ale pewnie kiedyś to zrobię. Miło jest czasem usiąść z książką i niczego od niej nie wymagać. Mało tego - mogę się rozmarzyć i w pełni zrelwksować, przecież wiem, że będzie dobrze.
    Pozdrawiam Cię i wypatruję nowej recenzji.
    PS. Chyba muszę zacząć ograniczać długość komentarzy, bo jak się rozgadam to klękajcie narody. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą w zupełności, co do romansów. A komentarzy to Ty mi kochana nie skracaj, bo uwielbiam je czytać! :D Lubię poznawać zdanie innych, a Ty mi zawsze tak wspaniale piszesz :) Ja również cieplutko pozdrawiam :*

      Usuń
    2. No skoro tak... to nie będę się ograniczać. :)

      Usuń
  3. I ja muszę sięgnąć po tą serię :) Lubię takie klimaty, a ciągłe pochlebne recenzje jeszcze bardziej mnie zachęcają :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja muszę najpierw sięgnąć po pierwszą część i zobaczymy :)

    weronine-library.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam na półce, więc na pewno się skuszę. Szkoda, że jest słabsza od poprzedniczki.

    OdpowiedzUsuń
  6. A mnie się "Demony" podobały odrobinę bardziej od "Alchemii", co nie zmienia faktu, że na obie książki czuję się już trochę za stara :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba już nie dlamnie. Może kilka lat temu, ale teraz już nie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Co prawda nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z tomem pierwszym, ale po Twojej recenzji widzę, że jego znajomość wcale nie jest potrzebna skoro to zupełnie inna historia :) Muszę koniecznie rozejrzeć się za oboma częściami :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię romanse nawet, ale jakoś do tej książki mnie nie ciągnie. Mam już dość bycia jasnowidzem i przewidywania dalszej fabuły :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Lubię ten gatunek, więc z pewnością sięgnę

    OdpowiedzUsuń
  11. Odpowiedzi
    1. Za góra 2 dni. Zapoznaję się z każdym filmem, który został mi polecony - oczywiście niektóre już widziałam, więc tych kolejny raz nie oglądam :)

      Usuń